Sunday

zarzygam Ci wykładzinę

Jest tutaj taka opcja „usuń na zawsze”, tak właśnie sformułowana, często budzi we mnie jakieś niepokoje, jakby odnosiło się to do mnie. Czuję się jak stary kalosz, albo zepsuta pralka, proszę to usunąć na zawsze. Na zawsze. Usunąć. Usunąć na zawsze. I wyjeżdża. Samochodem, windą, taczką, na złom, na śmietnik, do zsypu. I nie wraca. Nikt jej nie przyniesie z powrotem, to już postanowione. Wyniesiona nie wraca, zepsuta niedonaprawienia, żegnam.

Spakowałam swoje niepotrzebne przedmioty, pół walizki książek, dwie plastikowe rybki na magnes, kubek, i sześć pachnących Tobą kopert. Od depresji trzeba uciec zanim Cię tak naprawdę mocno złapie, zanim wciągnie Cię w swoje własne, pokryte mułem dno. Trzeba od niej uciec zanim się pozbawisz kolejnych miesięcy z życia.

Potrzebuję rozmówcy. Jeśli nim jesteś, zapraszam. Nie jestem szczególnie mądra, ale lubię rozmawiać. Nie lubię kaleczyć dialogu. Nie lubię wymiany zdań, wolę żywą, ludzką konwersację. Temat jest obojętny, nie zależy mi na uniesieniach. Czasami idąc ulicą chciałabym krzyknąć „o czym wy do jasnej cholery mówicie?!”. Kaleczycie język, słowa, zdania. Gwałcicie brutalnie całą magię zawartą w rozmowie. Szlag, by was wreszcie wszystkich trafił.

Gdzie będziesz kiedy umrę?

Krowy wychodzą z fortepianu, grając Mocarta na skrzypcach, słaniają się nieubłagane płyną, drgają w przedśmiertnych konwulsjach. Pejzaż. Świat za kurtyną złudzeń, za oknem oczy Twoich, Twoich słów. Nie budzę się rano, czekam, czuwam, moje dłonie pachną, Tobą, światem, całością. Nienawidzę godzin od 8 do 12, to najmniej efektywny czas w ciągu dnia. Czekam aż w końcu mnie zabijesz, kiedy mnie w końcu poćwiartujesz, zwiążesz i wyniesiesz na śmietnik, aż w końcu skończy Ci się na mnie gwarancja, tylko na to czekam, do tego dążę, chcę umrzeć słysząc o czym wszyscy mówicie, chcę umrzeć gdy skończy mi się masło w domu, chcę umrzeć kiedy nie mogę znaleźć skarpetek, chcę umrzeć kiedy słońce wstaje na zachodzie, kiedy mam Cię dosyć, kiedy leżę w Tobie, a ty śpisz snem ludzi spokojnych i nie martwisz się o te godziny, o czas i miejsce, o jedność. Chcę umrzeć za każdym razem kiedy Cię widzę, bo wiem, że nie mam takich praw, by Cię posiąść, by Cię mieć.

Skrzywdź mnie, póki jestem jeszcze świadoma tego co mówię.

A.

Starzy ludzie kłamią, idąc o lasce środkiem chodnika.

2 comments:

Anonymous said...

Żyj bym mogła się cieszyć Twoim uśmiechem.

Anonymous said...

Uciec przed depresją, uciec od ludzi, uciec od świata... Tak naprawdę od czegokolwiek byśmy nie uciekali, uciekamy od siebie i tyle. Ucieczka nic nie rozwiązuje. Trzeba znaleźć siły by się z sobą zmierzyć. Ja ich wciąż szukam. Ale im jestem starsza tym jest lepiej, tym jestem bliższa rozwiązania. Może doczekam tego czasu, gdy ze spokojem w sercu, ze zrozumieniem wszystkiego uśmiechnę się i tyle, bez żadnego podtekstu, bez żadnej myśli burzącej porządek. Trzeba spróbować i nie poddawać się, kiedy jeszcze nie podjęliśmy walki...