Sunday

delete yourself. you got no chance to win.

Czasem mnie głowa boli tak, że się rodzą w niej demony, że to aż słychać, jak wychodzą i drapią o ściany, jak warczą i gryzą, jak chcą się wydostać, a na zewnątrz cisza i spokój, na zewnątrz czasem ciche łzy, nic więcej.
I nie ma gdzie powiedzieć, ze jest źle, że się rozpadniesz jeśli dalej to będzie wyglądało właśnie tak. Nikt nie słucha.
Stoisz na placu, na wielkim placu, są ludzie, bez powodu, ludzie, całe tłumy, ludzie, nie znają cię, ludzie, nie wiedzą kim jesteś i błąkasz się, sam, samotnie, wśród ludzi, chcesz wyjść, wydostać się i słyszysz nagle, czujesz, chłód w dłoni, strzał, wybuch, głowa Ci pulsuje i już jej nie ma, nikt nie wie, omijają Cię, bo stoisz, nie idziesz, stoisz, nie cofasz się i już nie masz ochoty wracać do domu.

Nie wiem gdzie się dorobiłam tych przywar wszystkich, kłamstw strasznych, głupstw, grzechów śmiertelnych, lęków, fobii, nienormalności.
Kłamię, ze Cię nie potrzebuję, że Cię nie chcę, że nie mogę na Ciebie patrzeć, kłamię, że muszę wyjechać, ze nie wrócę, że tak to musi właśnie wyglądać, ze to tak jest i nigdy się nie zmieni. Kłamię, żeby jakoś żyć. Żeby nie być problemem wszystkich.

Boże, ja już nie czekam, ja już nawet nie wierzę, że coś się może zmienić.

Czuje się taka żywa i taka stara jednocześnie i zszedł mi paznokieć z palca, a nawet nie poczułam, myślałam, ze będzie lepiej, jeśli teraz zrezygnuję i odejdę. Pulsują mi uszy z gorąca.

Krótko mówiąc: kurwa.

a.

1 comment:

Anonymous said...

Czasem łatwiej skłamać i trudniej żyć... Czasem łatwiej się żyje, gdy sie prosto idzie na przód, i pozostawia wzrok na horyzoncie a nie na własnych butach. Trzeba o siebie dbać...