Monday

Always stays the same, nothing ever changes

186 dziś jak zwykle się spóźniło, jak zwykle usiadłam w tym samym miejscu przy oknie, wysiadłam osiem minut później na tym samym przystanku na którym wysiadałam od września, nic się nie zmieniło. Tylko było cieplej. I czułam większy skurcz w żołądku.
Ktoś już zajął moje miejsce, spokojne, w kącie gdzie nie ma nikogo więcej. Coś mi się poprzestawiało, paliłam jednego za drugim. Pomyślałam sobie między jednym dymkiem, a drugim, że znów popełniłam jakiś karygodny błąd. Znów mi się nie udało.
Teraz czeka mnie pół roku nie takie jak chciałam. A dalej? Obojętne. To mój błąd.

Położyłam się teraz na podłodze. Czuję jak wsiąkam, rozpadam się, spływam i paruję.

Moje i Nasze życie wychodzi poza wszelkie granice. Moich tajemnic nie utrzymujesz dla siebie, wysyłasz we wszechświat do odczytu dla wszystkich. Ja nie istnieję. Mnie już wcale nie ma.
Dziwię się swoim łzom. Przecież jestem na siebie zła. Nie czuję smutku.

Źle się czujesz gdy ze mną jedziesz, na trzy dni, nie więcej, nie możesz, tak też źle. Kochasz mnie tylko nocą, bo nikt nie widzi, później już nie możesz, bo stoję metr za daleko.
Nie możesz ze mną rozmawiać nawet gdy jestem tak bardzo blisko.
Oddaję Cię. Zwracam Cię światu. Uciekaj, krzycz, tańcz. Ja muszę tu zostać.

Zgubiłam się.

Teraz idę spać z wielką nadzieją, że jeśli się obudzę, wszystko zniknie. Nic mi nie jest już potrzebne.
Dobranoc

No comments: