Friday

Już nas nie dotyczą zaimki dzierżawcze

Pan Kotek jest chory i leży w łóżeczku. Z gorączką, katarem i bólem płatu czołowego. I szczerze, po jednym dni, ma dość tego leżenia, poszedłby potańczyć, podszczypywać młode kocice, wskoczyć na bar i rozlewać szampana.

Ale nic z tego. Mus to mus, kazali, więc leży. A pan doktor nie przychodzi, bo strajkuje, więc kur(w)uj się sam koteczku. Sam, całkiem sam, w tym łóżeczku.

Zrobiłam się kłótliwa, co gorsza, sprawia mi to niesamowitą przyjemność. Ale to w związku z jednym. Natomiast z drugiej strony nastąpiła zmiana wręcz druzgocąca. Z maniakalnego socjopaty (word nie zna takiego słowa, a to feler) i uduchowionego egoisty, zamieniam się powoli, acz skutecznie, w człowieka poświęcającego się w imię miłości. Do tego stopnia, że rezygnuję z koncertu (pal licho koncert, z możliwości wyżycia się na coponiektórych), wsiadam z Nią w autobus, nie pamiętam jakiego numeru, i odwożę, na przystanku całuję na pocieszenie, sprawdzam czy dotarła i ruszam w drogę powrotną do domu. Odmawiam sobie koncertowania, zamiast tego zasiadam z książką od historii i robię pożytek z mózgu.

A jak już dochodzę do upadku Mezopotamii to zaczynam tęsknić i gdyby nie deszcz, gorączka i ogólne osłabienie, usiadłabym na parapecie i wyła do księżyca.

I nachodzą mnie takie pragnienia, niewielkie, zduszane w zarodku, aby powiedzieć, wprost, bez owijania w bawełnę, jak bardzo, bardzo, bardzo jest mi przykro. Jak trudno jest mi się odnaleźć w tej sytuacji. Jak okrutnie tęsknię. Ale nie powiem. Bo, jak to trafnie określiła, mam swoją męską dumę i pewnych rzeczy, choćby się paliło, waliło, nie zrobię.

Więc wychodzę z klubu, widzę go metr od siebie, czuję, że chciałabym, ale mi nie wolno. Więc przyjacielu, przechodzę obok i nie patrzę Ci w oczy w nadziei, że o mnie zapomnisz.

I ze świadomością, że tego nie przeczytasz, powiem Ci jedno w tajemnicy... Rozczarowanie tylko boli. Ale od odrzucenia się umiera.

Udaję, że nie widzę tych dni milczenia. Już siedmiu. Zapisuję w kalendarzu, na każdej stronie, doba pierwsza, dobra druga, podobno pierwszy tydzień jest najtrudniejszy, a każdy następny to już rutyna. I tak właśnie jest. Jutro ósma. Nie żegnam się jeszcze, na razie czekam.

Zastanawiam się tylko, z kim dzisiaj śpisz, skoro ja jestem tutaj?

a.

2 comments:

Anonymous said...

"And everything depends upon how near you sleep to me"

Trudem wyczytane na kolażu Agnieszki Drotkiewicz.

Anonymous said...

To byłam ja. Nie umiem jeszcze zbyt dobrze posługiwać się nazwami w blogspot, pardon.