Sunday

to the centre of the city where all roads meet, waiting for you

Rozsadza mnie, odurza, ogłusza, omamia. Narkotyk, nałóg, fetysz. Chcę, pragnę, wezmę ze sobą. Wróciła, czekała. Znów doświadczam kobiety. Jej oddechów i szeptów i krzyków i strachów i łez. Jest jeszcze jakieś widmo ostatnich sześciu miesięcy, jest uciekanie od tematu, albo wręcz przeciwnie, wprost pytanie, żeby uspokoić sumienie. Jest widmo utraconych chwil, tęsknot paskudnych.

Można uwielbiać zbyt mocno, aż tak, by pojawiła się konieczność rozstania, jeśli tylko nie można przebywać ze sobą bez przerwy? W te wakacje się nie trafiło, nawet trzynaście dni z dala od domu, zgiełku i uzależnienia od innych. Nawet tydzień. Jakieś noce krótkie, szybkie, brak sił i uciekanie znów.

Jak tak teraz patrzę to czuję, że te wakacje to nie były dobre wcale.

Odkręcić już nie mogę, tylko brnąć do przodu. Bez niego? Prosto nie będzie. Ale nikt nie powiedział, że w życiu będzie łatwo.

Nie będę się oglądać za siebie. Podjąłeś decyzje.

Ile wytrzymam, nie umiem powiedzieć. Jeszcze mnie nie naszedł żaden strach, nie było złości i odwracania się plecami, a póki to nie nadejdzie nie przekonam się czy dam radę. W głowie wiem, że uciekam tylko przed dobrymi rzeczami i wymawiając się Jej dobrem, uciekam obu po równo wbijając szpile prosto w serce. Póki mnie tu trzymasz nic się nie stanie. Tylko bądź pewna, ze chcesz mnie tu trzymać. Już drugi rok. Czujesz to?

Bylebyś tylko we mnie nie zwątpiła. Przez te pół roku nauczyłam się mówić, że potrzebuję pomocy. Nie odwracaj się ode mnie. Dla Ciebie będę silna.

a.

No comments: