Jakbyś mnie dzisiaj spytała czy żałuję tych miesięcy, to bym powiedziała, że nie. Bez nich to wiem, że dalej byśmy się męczyły, że by to się rozpadło z większym hukiem. A tak? A tak znów nadeszła zima i znów śnieg, znowu mróz, ale już łagodniej. I nawet niech, jak wtedy, kry się na skroniach tworzą i niech jak wtedy powoli tramwaje skrzypią po szynach, mnie to nie obchodzi. Bo tak jak wtedy mi usta słowami ogrzejesz.
Nam jeszcze wolno, taką dowolność mamy, myśleć, że może w Paryżu, może w Moskwie, w Amsterdamie, we Wrocławiu, Toruniu, Poznaniu... Może na barce, może w kamienicy, albo w domku z ogrodem. Nam jeszcze wolno. Póki nas nie wcisną na tą ścieżkę, na tą drogę krętą, że trzeba będzie zmniejszyć ogród do doniczki. Jeszcze nie teraz.
Chociaż to męczy, gdy patrzysz na drzwi i gdy tylko usłyszysz najdrobniejszy szmer, oczy Ci się zlękły, czy zdążę dopiąć suwak, czy przeczesać włosy. A mnie to bawi, częrpię tu przyjemność, mam cichą nadzieję, oglądać Cię nago i choćby patrzyli, jesteś moja, tylko. Ja bym nie oddała, bo mam tę potrzebę, wiem, ze bez Ciebie nie będę szczęśliwa. Jesteś mi najbliższa, może oprócz kota, choć ty mi gotujesz i czasem przytulasz. Nie lubię tylko gdy przypominasz, że mam matkę i że ona mnie tak samo odpychała lekko, ty jeszcze przytrzymasz, tyle dobrze, nie odchodzisz nagle, nie zamykasz drzwi.
Wiem, ze musimy się wziąć w garść, nabrać sił na rozbieg, żeby domknąć furtkę i przekroczyć próg. Chcę Ci kupić pierścionek, choć Ci palce puchną, chcę tańczyć w sylwestra, ale nie dzielić się Tobą. Wolę zostać w domu, ale wstyd tak trzeci raz pod rząd. Pójdę dokądkolwiek, byle tylko z Tobą.
Bawi mnie ta farsa i to mijanie. Odwracanie wzroku i nagłe znikanie. Nic nie mówisz do mnie, bo Ci niewygodnie, bo nie umiesz dać mi to co mi zabrałeś. I tak to już będzie, mnie to nie obchodzi, mam tylko nadzieję, że Cię w sercu kłuje.
Chciałaby mieć dzieci, więc jutro zapewne, wyłączę telefon, zamknę drzwi od środka, zgaszę światło i spuszczę żaluzję. Jutro tutaj przyjdzie, jutro mnie nie będzie, jutro nie pytajcie i nie proście o nic. Wszystko co pilne, ważne i konieczne, choćby dotyczyło życia albo śmierci, bądźcie tak mili, przełóżcie na później.
Czasem jak idziemy, to ja się rozglądam, oni na nią patrzą, a ja tego nie chcę. Ale tylko zaśnie, tylko w sen zapadnie, wyjdę w nocy z domu, wydłubię im oczy.
a. niezwykle nieromantyczna

1 comment:
a gdy już zamieszkamy razem, nie będe patrzeć na te drzwi....
Post a Comment