Wednesday

Ponad trzy lata nie pisałam. Nawet nie wiem jak zacząć. Bo co? Zebrało się? Pękło coś i trzeba to z siebie wyrzucić? Ciężko określić. Long story short: Te trzy lata upłynęły mi całkiem szczęśliwie z A. A może nie tyle szczęśliwie, co stabilnie. To znaczy, ze jest, nie bywa, nie ucieka. Mieszkamy razem od dwóch lat. Próbujemy razem wydorośleć. Generalnie, nie po to piszę, żeby nadgonić zaległości. Piszę, bo mam dosyć ściśniętego gardła i maskowania łez napływających do oczu. Chociaż nie jestem pewna, czy nie przekroczyłam już tej subtelnej granicy, gdy tego powstrzymać się nie da. Jestem zwyczajnie zmęczona. Może nawet ta pisanina ma na celu ostrzec. Tych, którzy zapieprzają, bo wydaje im się, że tak trzeba i to przyniesie im szczęście. Od dwóch lat, pracuję w dwóch miejscach na raz, próbuję odłożyć, wciąż tracę te pieniądze na aktualne wydatki, nie śpię za dużo, dbam o dom. I właściwie nie mam z tego nic. Chciałabym móc winić za to kogoś innego, ale to niemożliwe. Wina leży tylko po mojej stronie. Po stronie mojej chorej głowy. Słyszeliście kiedyś o takiej teorii, że gdy ktoś, kto cierpi na depresję, zaczyna się dużo śmiać i żartować to już jest źle, ale kiedy publicznie robi się smutny, to już jest tragicznie? No to jest już chyba bardzo źle. Gdzie jest ta mądrość życiowa, którą ponoć nabywamy z wiekiem?

Saturday

keep givin' all a love you can

Moje życie składa się z chwil w których wydaje mi się, że już wszystko straciłam, że to koniec, że na nic nie ma szans; i z chwil w których rozpoczynam nowy rozdział. Gdybym napisała biografię, miałaby masę rozdziałów, a każdy równie ważny.
Wszystko co przeżywam, przeżywam z tak gigantyczną mocą, wiecznie tłukącym się sercem, zapiera mi dech, nie śpię, nie jem, mam chaos w głowie.
To co dzieje się teraz, jest jakby spoza mnie, jakby spoza wszystkiego, jakbym nie miała w ogóle wpływu na to co się dzieje.
To co dzieje się teraz, to chyba nie jest nowy rozdział, to nowy tom, nowa powieść.
Tamtą odłożyłam na półkę, jest przeszłością, kroniką tylko.
Ważne, do zapamiętania: oprócz tworzenia szczęśliwego związku, człowiek powinien przede wszystkim uczyć się rozstawać.
Powtarzam to już któryś raz w życiu – moim największym sukcesem, od lat, jest przyjaźń z moją byłą dziewczyną. Nie było prosto, nikt nie mówi, że było, nie mogło być! Ale ta przyjaźń znaczy dla mnie tak wiele, właśnie dlatego, że łączy mnie z kobietą, którą kochałam kiedyś ponad wszystko. Teraz ta kobieta wspiera mnie najlepiej jak potrafi, martw się o mnie i dba, a ja odwdzięczam się Jej tym samym. W końcu, wie o mnie tyle, że najmniejszym ruchem mogłaby mnie całkowicie zniszczyć, ale zamiast tego, potrafi tę wiedzę wykorzystać, by być najlepszą przyjaciółką.
Niech mi ktoś wytłumaczy, jak to jest, że mijasz kogoś od lat najmłodszych, bywacie w tych samych miejscach, widujecie się codziennie w szkole – nienawidzicie się z całych sił, a nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się miłość, która przygniata was swym ciężarem do ziemi, do łóżka, do was nawzajem. Miłość, która sprawia, że Znienawidzony staje się powietrzem niezbędnym do życia, staje się całym światem, wszechświatem, mijającym czasem.
Kot spaceruje po naszych ciałach, splecionych we wspólnym śnie, dom pachnie kawą, papierosami i miłością. Wszystko się układa. Znienawidzony Mężczyzna jest tylko doskonalącym się ideałem, brakującym elementem mojej wielkiej układanki. Są w niej miejsca puste, które musimy stworzyć razem, ale do tej pory brakowało mi tylko Jego. Tyle lat tęskniłam za czymś, czego nigdy nie miałam, nie umiałam sprecyzować co to dokładnie jest, ale...

Czy szukasz powietrza chcąc głęboko odetchnąć? Miłość przyjdzie, a kiedy to nastąpi, będziesz wiedziała.

I przyszła. I wypełniła całe moje już zmęczone ciało, całą głowę, uspokoiła potwora.
I niech trwa. Niech się nie kończy. Niech ten Mężczyzna będzie tu już zawsze, bo tylko On potrafi mnie uspokoić gdy bestia się budzi.
Już tak dawno nie byłam w takim stanie,

Kochana, zakochana A.